Drwal

Oparty o drzewo Louis drżał.

Powietrze pomiędzy nim a postacią naprzeciwko drgało, a ostatnie promienie słońca bezlitośnie paliły spoconą skórę.

Panowała duchota, a dodatkowo szary, gryzący dym wdzierał się w nozdrza. Iskry wesoło tryskały w niebo przy akompaniamencie trzaskających gałęzi. Czerwona łuna znad polany dyskretnie oświetlała blade twarze schowanych za drzewami postaci.

Louis delikatnie wyciągnął dłoń w stronę bladej twarzy. Mógłby przysiąc, że przy dotyku iskry sypnęły się gęsto.

Postać naprzeciwko delikatnie przygryzła wargę i przysunęła, zachowując jednak dystans.

Zimny podmuch wiatru sypnął w ich stronę pąkami kwiatów i zapachem mokrej ziemi.

"Teraz albo nigdy" - pomyślał i przyciągnął postać do siebie.

To był moment, który ich połączył.

Moment, w którym poczuł, że mężczyzna naprzeciwko niego pożąda go z wzajemnością.

Darowali sobie podchody.

Donośny śpiew na polanie wychwalał najkrótszą noc w roku, zagłuszając pocałunki i zduszone jęki.


Nagi Louis ściskał wilgotną dłonią gruby konar, czując, jak pot miesza się ze spływającą z drzewa żywicą.

Powietrze stało, podobnie jak jego penis, pulsujący w ustach klęczącego przed nim mężczyzny.

Mężczyzna przełknął głośno i podniósł się, ocierając o wampira spoconym ciałem.

Ochryple wyszeptał mu do ucha "teraz moja kolej", drażniąc je ciepłym oddechem.

Louis uklęknął bez wahania, a wtedy mężczyzna nawinął na swoją dłoń jego długie, falujące włosy.

W oddali zagrzmiało.


Wypieki na policzkach Louisa, przyspieszony oddech i bicie serca.

Mężczyzna poczuł coś przeciwnego, zimny wiatr, który owionął mu serce.

Silnymi dłońmi odsunął wampira i podał mu rękę.


Oparty o drzewo Louis drżał, przyklejony do mężczyzny mokrym ramieniem. Szpony wbijał w korę. Cisza. Nieznośna, napięta. Do oczu napływały mu łzy, walczył z nimi. To nie były czasy, aby mężczyzna mógł płakać.

"Że też to musiał być ten gest" - myślał sfrustrowany, starając się opanować, "ta wpleciona we włosy dłoń"...

Mężczyzna wreszcie chropowato przerwał ciszę.


- Widziałem — stwierdził fakt.

Louis przymknął oczy. Nie odpowiedział.

Oczywiście, że widział. Uczucie było tak silne, że niechcący podzielił się obrazem, którego sam nie chciał pamiętać. Jeszcze nie rozumiał telepatii, Sigien, który niczego nigdy nie tłumaczył, był jedyną osobą, z którą miał taki kontakt, ale jego też nie chciał pamiętać.

Odkleił się od drzewa gwałtownym gestem, ale mężczyzna odwrócił się w jego stronę, opierając ramieniem o drzewo.


- Poczekam — stwierdził szorstko.

Louis patrzył na niego przez chwilę z wahaniem.

- Poczekam. Mogę poczekać — powtórzył mężczyzna.


Kolejny podmuch wiatru przyniósł ulgę i ukojenie.

Louis zamknął oczy i nachylił się w stronę mężczyzny, spokojniejszy.

Podarowali sobie czas i uważność.

Blask ognia i ostatnie nuty piosenek zagasły już dawno, las wciąż rozbrzmiewał zduszonymi jękami dwóch wampirów, a mężczyzna ani razu nie nawinął włosów Louisa na swoją dłoń.

"Drwal" jest fragmentem książki pt. "Idąc razem przez wieki", która właśnie szuka swojego wydawcy.